8 lip 2009

Hoi An

Wieczorem instalujemy się w sypialnym autobusie.



Pierwsze wrażenie - Super! Na ok. 35 miejsc spora większość jest wolna, łącznie z całym tyłem, na którym sadowimy się co jakiś czas gdy nudzi się nam nasze miejsce. Rzeczywistość okazuje swoje prawdziwe oblicze już po 4-5 godzinach, gdy okazuje się ze mamy przesiadkę do kolejnego autobusu. Na szczęście również sypialnego. Razem z nami, oprócz "lokalsow" podróżuje Australijczyk oraz starsze małżeństwo z Francji... Nie mamy za bardzo czasu pytac o narodowości innych turystów bo musimy zajmować miejsca, a jest go coraz mniej. Mile zaskoczenie pierwszym busem
sypialnym ustępuje teraz miejsca wrazeniu ciasnoty... Pomijając juz kwestie zapachów czy klimatyzacji. Sadowimy się na końcu autobusu razem ze wspomnianym małżeństwem. Jest duszno i nieco klaustrofobiczne. Słuchawki na uszy i "już" nad ranem udaje mi się zasnąć.





Do Hoi An docieramy z godzinnym opóźnieniem. Szukanie hostelu trochę się przeciąga o przejazdy motoro-taksówkami. Trafiamy ostatecznie do hoteliku z basenem w środku budynku. Ogólnie robi wrażenie. W sumie szkoda, ze dość krotko tutaj pobędziemy. Później wynajmujemy motorki i jedziemy na plażę... Na plaży nie dzieje się zbyt wiele a na dodatek większość turystów to Anglicy. Nie żebym miał coś do nich ale to się robi stały element krajobrazu. A przejechaliśmy tyle, żeby jednak oglądać nieco inne widoczki. Skuterki wynajmujemy od jakiś kobiet na ulicy. Taki spontan ogólnie. Targujemy cenę, za chwile jakaś inna przyjeżdża brakującym skuterkiem, po chwili tankujemy (nie, nie pijemy piwa) ;) i w drogę. Krążymy na początku trochę bez sensu ale w końcu decydujemy się na "błądzenie po okolicy". Fajna sprawa :) Odwiedzamy rybaków, pola ryżowe, jeździmy po malutkich uliczkach nieco zapuszczonych przedmieść... Przyzwyczajamy się powoli do tutejszego ruchu...


Wesoły rybak


...i jego okolice




Zdobienia domów





Ogólnie to był lajtowy dzień. Jedzonko, piwko, spać. Następnego dnia kręcimy się znów motorkami ale już po mieście. Szczerze - strach przywozić tutaj kobiety... Jest taka masa sklepików, butików itp ze pewnie za dużo byśmy nie pozwiedzali z kobietami. Wieczorem idziemy posiedzieć nad płynąca środkiem miasta rzekę. To jedno z tych miejsc, które zapamiętałem gdy oglądałem specjalny odcinek Top Gear o Wietnamie. Podczas kręcenia trafili w Hoi An na święto przypominające nasza "Noc Świętojańską". Mieszkańcy poszczają wtedy mnóstwo lampionów na wodę i wygląda to bardzo malowniczo w takim otoczeniu.


No dobra to skoro obejrzeliście już całego Top Gear-a to przejdźmy dalej ;) Wieczorem na prawdę muzyka gra tak jak na filmiku z Top Gear-a... a chwilami nawet dużo, dużo lepiej :) A teraz popatrzcie sobie jak to wyglądało:


Ołtarzyk na Japońskim Mostku






Jedna z większych atrakcji Hoi An - Japoński Mostek




Po zrobieniu zdjęcia oczywiście poprosiła o "parę" dongów ;)










I jeszcze raz mostek




O tym właśnie mówiłem ad. przywożenia tutaj kobiet. (Tanio)


















To wyobraźcie sobie jak to wygląda jak wszędzie pływają lampiony...






Głodny? Na co czekasz?!





Sorki ale muszę ociekać bo busa już podstawili (jedziemy do Hue)

1 komentarz: