5 lip 2009

Phnom Penh

Po powrocie z Sihanuok Ville do Phnom Penh trafiamy do fajnego hotelu Angkor International. Udaje się nam zbić cene do 6$ za łózko w pokoju z łazienką, TV i lodówką. Po szybkim prysznicu i w drodze na obiad, w recepcji trafiamy przypadkiem na Anatolija (rosyjski turysta, z którym zwiedzaliśmy wcześniej Angkor Wat (Dla zaawansowanych czytelników - właściciel Nikona D80 i D200 i pokaźnej kolekcji Nikkorów 2.8 ;)) Mieliśmy się z nim wcześniej omówić na spotkanie w Phnom Penh ale niestety polskie o2.pl nie działało w kafejkach, wiec nie było jak poczty sprawdzić... No ale to dobry przykład tego, że Świat jest mały...

Po złapaniu tuk-tukowca lecimy coś zjeść. Porcja ryżu, sałatka ze świeżych warzyw, panierowana pierś kurczaka i małe piwko Angkor, mniam!. Prawie jak kolonialiści ;) Posileni wsiadamy do naszego tuk-tuka i jedziemy jakieś 15 km przez "pachnące", zalane słońcem i pełne skuterów, motorów oraz rowerów miasto, do miejsca kaźni dokonanej przez Czerwonych Kmerów o nazwie "Killing fields".


Wejście kosztuje nas po dwa dolary. Jesteśmy w środku. Pierwszy w oczy rzuca się widok budynku na kształt kapliczki utrzymanej w typowym dla Kambodży stylu. W środku stoi szklany slup a w nim czaszki ludzi, którzy zostali zamordowani między 1974 a 1979 rokiem. Przygnębiający widok potęgują doły po zbiorowych mogiłach, ludzkie szczątki wystające miejscami z ziemi. 







Całości obrazu dopełniają reklamy lokalnego piwa na ławkach w tym miejscu kaźni. Dla Oriego, Izraelczyka jest to pierwsza wizyta w tego typu miejscu. Planuje podroż do Polski, żeby zobaczyć na własne oczy czym jest Oświęcim czy Brzezinka. Przy wyjściu okazuje się, że to dopiero początek zniesmaczenia jakie zaczynają wzbudzać w nas wszystkich mieszkańcy Kambodży. Kierowca tuk-tuka proponuje nam przejazd w miejsce, gdzie można tanio postrzelać z długiej broni (sic!). Cytując Oriego "How sick it is?". Odmawiamy zniesmaczeni całą sytuacją i jedziemy do kolejnego miejsca kaźni w Phnom Penh - S-21. W drodze zaczyna się ulewa w czasie której dojeżdżamy na miejsce i kupujemy bilety.


Nawet FedEx-a maja.





Zdecydowana większość zwiedzających to zachodni turyści. Po chwili zaczynamy się ponownie zastanawiać skąd bierze się w tym kraju taka ignorancja wobec tych tych miejsc, które widziały tyle cierpienia ale też wobec własnej historii i potrzeby pamięci o tym, by nigdy więcej się coś takiego nie powtórzyło...









W celach pozostawanie brudne wiadra, mopy, jedna z cel przeznaczona na śmietnik! (pełno w nim butelek).



Teren dookoła zaniedbany, jest wręcz brudno. Na całym terenie obozu stoją samochody oraz budki z pamiątkami a w salach głównie zdjęcia zabitych z krótkimi historiami. W kilku salach trafiamy na ekspozycje ze zdjęciami/fotoreportaż o Szwedach, którzy byli w Kambodży odkrywać groby. Jednak jak dla mnie to wygląda jak jakaś karykatura. Na zdjęciach wszyscy uśmiechnięci, pstrykają foteczki i popijają napoje na stateczku (tak, takie fotki wiszą w salach gdzie mordowano ludzi). Wspólnie podsumowujemy, że ten kraj nie ma przyszłości jeśli podchodzi do takiej masakry na własnej ludności jako jedynie atrakcja dla turystów, na której można zarobić. "How sick it is?!!!". Wracamy do hotelu i po przerwie wracamy do zwiedzania miasta. (tutaj ciekawostka dla Bartka M. ;) ) W Kambodży można zorganizować sobie strzelanie z czegoś a'la bazooka do krowy stojącej w odległości 100 - 200m. Za krowę płaci się jedyne 250$ a kolejne 250$ za "rakietkę". W komplecie cena spada do 350$!!! (sic!) Ohri postanawia przenieść tą dyskusje z tuk-tukowcem na jeszcze wyższy poziom absurdu mówiąc, że strzelanie do krów go nie kręci i czy jest w stanie załatwić jakiegoś małego chłopca... Tuk-tukowiec rozgląda się po naszych twarzach szukając punktu zaczepienia. Po chwili ja nie wytrzymuje i parskam śmiechem. Tuk-tukowiec dopiero gdy Ori wskazuje na samiusieńką kobietę pytając ile by chciał za strzelanie do niej - otrząsuje się i mówi, że to nielegalne i można za to iść do więzienia.... (Serio??? Bosz!) Odchodzimy po raz kolejny rozczarowani postawa tego narodu. Jeśli miałbym opisać ten kraj jednym słowem to byłoby to słowo "kontrasty". Kontrasty miedzy piszczącą aż biedą na wsiach czy ulicach a wypasionymi Lexusami, Toyotami i domami ich właścicieli...










Mmmm pyszności ;)


Stereotypy ;)






A bieda aż piszczy...





Podczas próby skorzystania z przybytku zwanego Internetem spotykamy parkę z Dąbrowy Górniczej. Dzielimy się z nimi naszymi doświadczeniami, wymieniamy maile i dopijamy w końcu Żubrówkę. Fajnie się spotyka rodaków na drugim końcu świata :)



W jednym z barów zostawiam łomżyńską vlepkę :D Odprowadzamy ich a sami wracamy do naszego hotelu. Szybkie pakowanie, prysznic i pobudka o 6:00 rano na autobus do Ho Chi Minh (heh po 7h jazdy powinniśmy zobaczyć Sajgon! ;).






W Phnom Penh poznają ŁKS







Co jakiś czas widać tego typu billboardy. Na początku nie zwracałem na to uwagi... Dopiero gdy przeczytałem podpis pod cyframi dało mi to do myślenia. Niedawno na CNN zauważyłem dokument na ten temat. Tutaj jeden z opisów: "Embodies Cambodia's sex industry".


Pozostawię to bez komentarza. Każdy niech to sam przemyśli.

2 komentarze:

  1. Czekaj... Co ci sie tam dzieje z aparatem? Karta ci padla, czy nie masz gdzie zrzucac, bo dysk padl? A ja chcialem fotki jakies! Muuu.

    Szczerze to troche wspolczuje - ja tam wygodne zwierze jestem i pewnie w tym swoim szacownym wieku pewnie nie dalbym rady takim eskapadom. Ale wiem, wiem - wyjazd musi byc niezle zakrecony. Czekam na jakiegos tlusciutkiego linka! [Z fotencjami oczywiscie, moze digart dnia? :)]

    A na marginesie, to juz mnie digart wkurzac zaczyna i chyba sobie dam siana na jakis czas. u mnie przeceny z okazji Swieta niepodleglosci i chce mi sie powaznie na ALASKE, wiec tam mysl, a nie po Sajgonach sie szlajasz.

    Polecam ci jeden kawalek - New Young Pony Club - Ice Cream :) Tu masz linka: http://rapidlibrary.com/index.php?q=ice+cream+new+young+pony+club

    Pozdrawiam i uwazaj na to, co tam jesz.

    OdpowiedzUsuń
  2. żeby nie polska żubrówka to byłoby naprawdę egzotycznie i smutno ;]

    a tak poważnie - kraj, który nie pamięta o swojej historii jest skazany na jej powtórzenie. Widocznie mentalność tamtych ludzi nie wykroczy poza pewne granice. Przykre to.

    OdpowiedzUsuń