Widzę, że Jadzia sieje zamęt w komentarzach o ulewach itp ;) Ta ulewa Nas ominęła. Byliśmy wtedy na wycieczce na Giai Oan Pagoda. Lecz lało podobnie - jak z cebra.
Zdjęcia, które tutaj widać robione były wtedy gdy deszcz przestawał padać na kilka minut.
Kolejne zaskoczenie. Po widoczkach grobów na polach - groby na rzece.
A woda wzbierała w nasz blaszanej łódce... momentami zaczęło się robić "ciepło".
Po godzinnym "podziwianiu" gór, wysiedliśmy na brzeg i dalej już było z górki a w zasadzie pod górkę ;) Trekking aż do świątyni w górach. Gdy byliśmy już blisko celu przez wioskę i samą świątynie przelewała się rzeka wody spływającej z gór po tej ulewie i właśnie wtedy wyszło zza chmur słońce. Widok n i e s a m o w i t y !!!
Zdjęcia, które tutaj widać robione były wtedy gdy deszcz przestawał padać na kilka minut.
Kolejne zaskoczenie. Po widoczkach grobów na polach - groby na rzece.
A woda wzbierała w nasz blaszanej łódce... momentami zaczęło się robić "ciepło".
Po godzinnym "podziwianiu" gór, wysiedliśmy na brzeg i dalej już było z górki a w zasadzie pod górkę ;) Trekking aż do świątyni w górach. Gdy byliśmy już blisko celu przez wioskę i samą świątynie przelewała się rzeka wody spływającej z gór po tej ulewie i właśnie wtedy wyszło zza chmur słońce. Widok n i e s a m o w i t y !!!
W programie wycieczki był też obiad...
...i najgorsza kawa jaką w życiu piłem za 2$ (płatne dodatkowo)
Pomijam już fakt, że przez knajpę płynęła rzeka ;)
Wodospady na schodach
Amerykański klient - nasz Pan!
No dobra - wg. nas nazwa "trekking" nie do końca jest trafiona.
Wszystko wskazuje na to, że Ci ludzie tak tam mieszkają :(
Licznik prądu
Mmmm widoczki
Zejście do jednej z największych jaskiń w tym rejonie
W wolnym tłumaczeniu podobno oznacza paszczę smoka.
Czas wracać na dół
Ktoś tu nie lubi turystów ;)
Żółwie i inne przysmaki.
Pamiątki po turystach
O RLY?
Znaki ochronne na murach zakonu
Vodka Hanoi
Zbieracze ziół leczniczych
Bardzo popularna tutaj gra planszowa
Kolejna "pamiątkowa" fotka ;)
Prawdopodobnie jeden z jeńców wojennych. Miał wytatuowany numer na przedramieniu
Rano śniadanko (słabe wydanie ale ogólnie szwedzki stół wiec nawet się najedliśmy. Oddajemy rzeczy do prania by były czyste przed wyjazdem do Laosu i po 8 rano zostajemy zabrani spod hotelu na "2-dniowa" wycieczkę do Ha Long Bay. Oczywiście zaraz na początku drogi trafiamy "przypadkiem" na toaletę (czyt. postój co najmniej 30 minut) z całym zapleczem pamiątkarsko-spożywczym. Po drodze podczas rozmowy z przewodnikiem dowiaduję się, że studiuje on studiuje literaturę wietnamską a ta "fucha" to szansa dorobienia by móc skończyć ostatni rok studiów, bo w domu rodzinnym mu się nie przelewa. Wspomina m.in. o pięciorgu rodzeństwa. Jak wiadomo czas szybciej leci podczas rozmowy. Tym razem było nie inaczej :) Wysiadamy w porcie i czekamy na nasz stateczek nazywany tutaj "Junk" - nie brzmi to bynajmniej zachęcająco ;)
Podziwiam zbliżające się ponad 1000 wysepek z dziobu statku. Kolejny przystanek dla tych, którzy mają za wiele kasy i chcą zobaczyć grotę w w której kręcony podobno "Tommorow never dies". Kajaków akurat tutaj nie można wypożyczyć ;) "Po drodze" odwiedzamy jedna z piękniejszych jaskini, która została odkryta kilka lat temu zupełnie przypadkiem przez jakiegoś wieśniaka, ktory gonił za małpą i która zniknęła mu z oczu. Wieść gminna niesie, że rząd zapłacił mu jakąś duużą nagrodę za to odkrycie i dzięki temu nie musi on już pracować. Szczerze? Nie wierze w takie bajki. Prawdopodobnie podziękowano mu w ten sam sposób jak w ZSRR "podziękowano" wynalazcy Kałasznikowa albo twórcy Tetrisa. Jednak co by nie mówić jaskinia robi wrażenie. Podobno oświetleniem zajęła znana na całym świecie firma z Chin. Co by nie mówić, w Polsce mogą mieć spore pole do popisu ;) W jednym miejscu jaskini jeden z pracowników tej tajemniczej firmy podczas pracy nad planami, wypił chyba za dużo redbulla... Na środku jaskini znalazła się fontanna z kolorową iluminacją. Dodam - sztuczna fontanna!
Wpisz na google "HaLong Bay" i zobaczysz dużo ładniejsze widoczki ;)
A to zdjęcie z dedykacją - niestety tym razem to kosz na śmieci
Otwór, przez który rzekomo wszedł wspomniany wcześniej rybak w pogoni za małpą
Oto i ona w pełnej krasie
Kolejny "pit-stop" i w drogę, ekhm - w zatokę ;)
Feministki! W Wietnamie jest jeszcze dużo do zrobienia!
W tle oddany w 2006 roku wiszący most "Bai Chay Bridge" o długości 435m
Żeby było ciut więcej czasu i żebym miał sprzęt do wspinaczki i statyw... ;)
Wieczór kończymy na najwyższym pokładzie gdzie pomiędzy innymi pasażerami podziwiamy światła miasta oraz sunące powoli oświetlone łodzie na tle majaczącego w oddali Bai Chay Bridge. A po zachodzie słońca znów zaczynają się problemy z prądem. Wygląda na to, że generator nie "wyrabia". Ps. płacąc za nocleg na łodzi - pomieszczenia miały być klimatyzowane...
Wczoraj już doszedłem do wniosku, że trzeba robić listę wszystkich głupotek jakie mogą być potrzebne i kazać organizatorom podpisywać się pod tym. Chociaż pewnie i ak by się wyparli wszystkiego przy pierwszej sposobności.
Rano zrobili nam pobudkę o 7:00 tylko po to żeby dać nam na śniadanie dwa tosty i jajecznice z jednego jajka oraz po kawałku arbuza i małego azjatyckiego banana (baby banana). Boszzz.. Przymusowe odchudzanie?
Organizator ostrzega wszystkich, żeby nie skakać do wody bo grozi to silnymi poparzeniami przez meduzy.
Rano okazuje się, że mieliśmy wczoraj farta z tak ładną pogodą
Ostatnie spojrzenia na zatokę
Trafiam na polską czekoladę w lodowce. Po chwili sprzedawca normalnie rozpływa się w komplementach nad czekoladą. Gdy dowiaduje się, że tą czekoladę produkują w naszym kraju ucicha i odchodzi ;)
Pamiątka ŁKS-u na jednym z stoisk... zostawiona oczywiście
Nasz przewodnik - dorabiający student.
Jakieś dziwne przemysłowe zabudowania
Na kolejnym "pit-stopie" na zapleczu produkują się pamiątki
Dziś o 12 mamy autobus do Hanoi, wracamy do hotelu po bagaże, szybki prysznic i przed nami możliwe, że nawet doba jazdy do Laosu. Jak dobrze pójdzie to uda mi się dziś wrzucić kilka fotek w czasie godziny pomiędzy przyjazdem a odjazdem do Laosu. Pozdrówki.
za każdym razem przeraża mnie jak lekko piszesz o tamtejszym jedzeniu, ale potem sobie myślę, że skoro jedynym groźniejszym wypadkiem był krasz z pierdzipędem to to jedzenie też nie może być takie złe :)
OdpowiedzUsuńZapasiewicz zmarł